''Sztorm nadejdzie wkrótce, toczy się od morza.''
Duże, wręcz ogromne (bardziej przypominające strzępki chusteczek niż śnieg) białe płatki spadały, lekko wirując, na grubą już na około pół metra warstwę śniegu. I wcale się nie zanosiło, by w najbliższym czasie opady ustały.
Nikomu z mieszkańców Mystic Falls, małego miasteczka w stanie Wirginia, nawet nie przyszło do głowy, żeby w ten wigilijny wieczór wyjść na dwór. Nikt nie odczuwał takiej potrzeby. Rodziny w tym momencie zasiadały do stołów, ojcowie włączali kolorowe oświetlenie na choinkach, a mamy rozkładały talerze na białych, świeżo wyprasowanych obrusach.
Śnieg zasypywał drogi, ale wszyscy mieszkańcy wiedzieli, że nim zdołają rozpakować prezenty, zostaną one odświeżone, by ułatwić odjazd gości, którzy przyjechali do Mystic Falls na wigilijną kolację.
Na rynku, niedaleko pięknego ratusza stała wysoka choinka, ustrojona wedle miejscowej tradycji przez wszystkich chętnych mieszkańców bombkami i białymi lampkami. Na czubku widniała zawieszona przez burmistrza Lockwooda duża gwiazda, teraz już przysypana warstwą śniegu.
Temperatura ciągle spadała. Widoczność stawała się coraz mniejsza. Ale bynajmniej nie była to rzecz naturalna.
Znalazła się w Mystic Falls osoba, która odważyła się wyjść na zewnątrz. Nie opuściła ona domu w ten wieczór, o nie. Jej domu już dawno tu nie było. Przybyła z daleka.
Ubrany w czarny płaszcz z kapturem mężczyzna wyjął rękę z kieszeni i dotknął palcami srebrnej bombki na choince. Stał tak przez chwilę, jakby zachwycając się plastikiem w kształcie kuli.
Nic bardziej mylnego. Mężczyzna ten nie był osobą, którą zachwyciłby byle przedmiot, zwłaszcza tak pospolity. Zresztą, nienawidził Świąt i wszystkiego, co się z nimi wiązało.
Bombkę, w wyniku jego dotyku, zaczął okrywać szron, malując na niej piękne, białe wzorki, podobne do kształtów płatków śniegu. Nagle ozdoba pękła z taką siłą, że odłamki plastiku wbiły się mężczyźnie w dłoń.
Skrzywił się nieznacznie i usunął odpryski. Krew, która wyciekła mu z ran, od razu zamarzła.
Obrzucił spojrzeniem choinkę i zdegustowany odszedł w stronę ratusza. Potem odwrócił się jeszcze raz, jakby chciał sprawdzić, czy efekt jest nadal tak samo okropny. Uśmiechnął się gorzko. Stał tak, że w świetle latarni widać było jego jasne usta, klasyczny nos i ostrą linię szczęki. Reszta twarzy kryła się w cieniu.
Za moich czasów, pomyślał, za moich czasów zamiast tej choinki na rynku ustawiano szopkę. To jest przecież najważniejsze w Świętach Bożego Narodzenia, pomyślał z kpiną - Boże Narodzenie.
Potem, z ogólnym przekonaniem, że świat schodzi na psy, ruszył po krawężniku, jedynej części nawierzchni nie będącej jeszcze pod warstwą śniegu, który mógłby zaszkodzić jego drogim, skórzanym butom.
Przeszedł kilkaset metrów i przystanął. Po krótkim namyśle skręcił w prawo i zagłębił się w boczną uliczkę, przy której stało kilka domów.
Maple Street - odczytał z tabliczki. Prychnął. Nie rozumiał potrzeby ludzi nazywania ulic. Jeśli już, to czemu te nazwy musiały być tak głupie i dziwne? I w ogóle nie pasujące do krajobrazu? W tym rejonie Mystic Falls już od stulecia nie rosły klony.
Tą cześć miasta, gdyby to od niego zależało, nazwałby Wzgórzem Czerwonych Lilii.
Wzgórze się zgadzało. Lilie były kojarzone z niewinnością, co miało być groteską.
Ona... cóż, na pewno nie była niewinna, pomyślał.
Ani czysta, uśmiechnął się niesamowitym uśmiechem. A czerwień symbolizowała krew.
Mieszkańcy Mystic Falls tak mało wiedzieli o historii ich miasteczka...
Należało to zmienić. Miał zamiar przywrócić pamięć o przeszłości i nauczyć wszystkich szacunku do niej. I to jeszcze w tym roku.
..............
BAAARDZO WAŻNE!!!
Witam :)
Może od razu na początku zaznaczę, że nie jest to moje pierwsze opowiadanie tego typu. Mówi się, że trening czyni mistrza, dlatego nie osiadam na laurach i dalej piszę.
Zdaję sobie sprawę, iż nie będę przyciągać masy czytelników, jak robią to autorki fanfiction o np. chłopakach z One Direction. Po prostu Was - TVDFamily, Delenowców i lubiących tego typu historie jest garstka.
Dlatego przysięgam, PO KAŻDYM KOMENTARZU CIESZĘ SIĘ JAK DZIECKO.
Nie będę się rozpisywać. Po prostu zachęcam do czytania, zgadywania dalszej fabuły, oceny postaci itp...
Możecie również hejtować, to też buduje xd
Dziękuję za uwagę,
Zadelenowana
Hej <3 Jak na razie stwierdzam, że masz bardzo ładny styl pisania :) Świetne, czekam na nn ;* /Wikaa
OdpowiedzUsuńDziękuję! ;D
OdpowiedzUsuńwiadomo, że prolog jeszcze nudny, ale zapraszam do dalszego czytania ;)
świetnie piszesz, obłędne opowiadanie, oby tak dalej
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńNa pewno bede czytac :p
Pozdrawiam ...
sorry za spam
OdpowiedzUsuńmemento-mori-louella-angel.blogspot.com
" - Zastrzel go! - rozległ się głos bruneta. Znajdowaliśmy się w ciemnym zaułku, gdzie leżał skulony, ledwo oddychający człowiek.
- Co? Dlaczego? - W odpowiedzi na moje pytanie, spotkało mnie karcące spojrzenie chłopaka. Niemal niezauważalnie skinęłam głową i odbezpieczyłam pistolet, który trzymałam w ręce.
Wycelowałam w mężczyznę. Chwilę później do moich uszu wdarł się ogłuszający dźwięk wystrzału.
- Jesteś gotowa. - Po raz ostatni usłyszałam głos towarzysza."
Historia dotyczy (jak na razie) szesnastoletniej Lou, słynnej piosenkarki, która, nie jest do końca człowiekiem. Zapraszam!